Europejska ustawa o chipach – komentarz
Unia Europejska zatwierdziła “akt w sprawie chipów”, by rozwinąć ich produkcję i uniezależnić Stary Kontynent od dostawców z zewnątrz. Celem wskazanym w dokumentach jest podwojenie produkcji chipów na terenie wspólnoty do 2030 roku, kiedy Unia ma osiągnąć 20% udziału w ich światowym rynku. Na realizację planów przeznaczone zostaną 43 mld euro z inwestycji publicznych i prywatnych.
Komentarz Grzegorza Tobiszowskiego:
Komisja Europejska wspierana przez europarlamentarną większość snuje ambitne plany, wyznacza cele, wdrażane są kolejne dyrektywy mające uczynić z Europy światowego lidera ochrony środowiska i klimatu. W słowach i na papierze wygląda to wspaniale. Tyle, że rzeczywistość pokazuje, że Unia systematycznie schodzi na dalszy plan na gospodarczej mapie globu. Na razie jest trzecim graczem za USA i Chinami, ale szacuje się, że w 2030 roku znacznie prześcigną nas Indie, a po piętach deptać będą Indonezja, Turcja i Brazylia. Kraje te ukierunkowane są przede wszystkim na dynamiczny rozwój, a kosztująca miliardy euro polityka klimatyczna UE w skali globalnej ma minimalny wpływ na rzeczywistą ochronę klimatu.
Warunkiem postępu jest dostęp do technologii, a warunkiem posiadania technologii jest dostęp do surowców. Tych surowców – jako Unia Europejska – nie mamy. Mówiliśmy o tym podczas ostatniej edycji Konferencji Silesia, która odbyła się w maju w Brukseli. Spójrzmy na krzem z którego produkuje się procesory i elementy fotowoltaiki. Wytwarzanie krzemu związane jest z dużym poborem energii i dużymi emisjami, a tym samym w UE – z wysokimi opłatami klimatycznymi. Dlatego jego produkcję zdominowały kraje azjatyckie. Jeszcze 10 lat temu co 3 panel słoneczny na świecie produkowany był na terenie Unii. Dziś UE pokrywa mniej niż 3% światowej produkcji. Jesteśmy skazani na import. Nie produkujemy także innych pierwiastków potrzebnych w chipach. Możemy więc inwestować w fabryki, ale będą one zależne od dostaw. Wszyscy widzimy czym skończyło się uzależnienie UE od rosyjskiego gazu. Boleśnie odczuwamy skutki kryzysu energetycznego. Uzależnienie od Rosji wynosiło ok. 40%. W przypadku wielu surowców potrzebnych do wytwarzania układów elektronicznych uzależnienie to jest stuprocentowe – zwłaszcza jeśli chodzi o pierwiastki z grupy metali ziem rzadkich, w przypadku których światowym hegemonem są Chiny.
Kraj ten może samowolnie decydować o podaży i cenie, a ambitne plany Komisji dotyczące zwiększenia produkcji chipów, łatwo mogą zniweczyć zerwane łańcuchy dostaw. Świat zużywa coraz więcej surowców i producenci w pierwszej kolejności będą zaspokajać własne potrzeby.
Niestety wciąż na dramatycznie niskim poziomie jest recykling elektroniki. Obecnie na terenie UE skutecznie odzyskuje się około 1% metali ziem rzadkich. A potrzeby wciąż rosną. Realizując cele polityki klimatycznej zakładającej rozwój odnawialnych źródeł energii będziemy potrzebowali tysięcy, milionów ton tych surowców. Komisja Europejska nie ma pomysłów jak je zapewnić – nie można nazwać racjonalnymi pomysłami mówienie o dywersyfikacji dostaw w obliczu monopolu, albo o sieci prywatnych magazynów wspieranych funduszami UE, w których miałyby być składowane surowce krytyczne.Wydaje się, że jedyną drogą jest odbudowanie europejskiego przemysłu wydobywczego, szeroko zakrojone inwestycje w surowce mineralne i ściągnięcie z przemysłu jarzma obciążeń klimatycznych